sobota, 3 listopada 2012

Gdy pali się Niebo...



Ostatnie promienie pomarańczowego Słońca rażą moje oczy. W oddali wypatruję czarnego łba mojego kochanego psa. Uwielbiamy spacery po lesie. Widzę jego podskakujące uszy. Kolejny zżółkły liść spada mi pod stopy jakby oddawał mi pokłon. Idę po kolorowym dywanie, który przyjemnie ugina się pod moim ciężarem.  Jak cicho.

W ręku trzymam kartkę, z której wyczytuję kolejne słowa najpiękniejszego wiersza. Konkurs jutro, zdążę. Zdążę nauczyć się wypowiadać słowa z kartki najpiękniej jak potrafię. Zdążę nauczyć się przekazać każdą emocję, którą autor wiersza wrzucił pomiędzy wersy. Zdążę. Interpretując każde słowo, każdy wyraz idę w stronę zachodzącego Słońca. Oddalam od siebie myśl, że pora wracać do domu. Jeszcze chwilę. Potrzebuję tego. Potrzebuję ciszy. Potrzebuję lasu. Potrzebuję złotego dywanu. Potrzebuję kartki z wyrazami układającymi się w piękną, wzruszającą, prawdziwą całość. Potrzebuję myśli. Potrzebuję.

Każdy wers pochłania mnie coraz bardziej. Już mnie tu nie ma. Błądzę pomiędzy słowami. Przestałam je recytować, ja je mówię. Tworzę. Płonące Niebo pochłonęło mnie i rozpala od środka. Czuję ciepło, które pomaga mi wypowiedzieć kolejne zdania, stawiać kolejne przecinki. Kropka. Koniec. Spadam. Uderzam o twardą, zimną rzeczywistość. Słońce zaszło. Jestem pod domem, ukochany czworonóg już stoi przy drzwiach. Chłodny wiatr opływa moją rozpaloną twarz. Jestem na Ziemi. A może tylko na niej bywam ?

środa, 31 października 2012

" Sa­mot­nym jest się wte­dy, gdy ma się czas. "

Rok. Tyle minęło od mojego pierwszego posta. Również od stycznia tu nie zaglądałam. Mniej czasu, blog z czasem odszedł w zapomnienie. Dlaczego właśnie dzisiaj znów tu trafiłam? Może przez jesień... Zauważyłam, że ta pora roku działa na mnie bardzo refleksyjnie, wydobywa ze mnie emocje, których nie czuję o innej porze. Powrót zaczęłam od przeczytania moich wpisów i waszych komentarzy. Nie sądziłam, że wywrze to na mnie takie emocje. Czytając moje posty znów czułam się jak rok temu podczas ich pisania. Niesamowite. Wasze komentarze również sprawiły, że na moim sercu poczułam przyjemne ciepło. Niestety, również zauważyłam, że niewielu z Was udało się dotrzymać pisania swojego bloga po dziś dzień. Widać taka kolej rzeczy, z początku niezwykła motywacja, by z biegiem czasu odpuszczać sobie kolejne posty, aż w końcu całkiem stąd zniknąć. Tym, którzy pozostali- gratuluję. Podziwiam za wytrwałość i wenę.

A co przez rok zmieniło się u 16-latki Kochającej Tańczyć W Deszczu? Po pierwsze nie jest już 16-latką. Na moim koncie jest już 17 wiosen. Nie sądzę, żebym przez ten rok stała się bardziej dojrzalsza. Z żalem stwierdziłam, że moje posty sprzed roku są nadal aktualne. Gdybym miała je pisać jeszcze raz- napisałabym tak samo. Dlaczego "z żalem"? Bo to świadczy o tym, że moje życie jest wciąż takie samo. Wciąż sztuczne. Zero wzlotów, a także zero upadków. Chociaż może to i lepiej? Niektórzy marzą o tym, by poczuć stabilizację. Mi ona ciąży. Twierdzę, że to wyjaławia życie człowieka, ubywa Nam przez to skrajnych emocji. A przecież to właśnie one najbardziej oddziałują na nasze wnętrze, to one nas kształtują.

Cieszę się, że tu wróciłam. Na jak długo? Się okaże.

Aha, jest rzecz, z której cieszę się, że nie uległa zmianie sprzed roku. Nadal kocham tańczyć w deszczu...

piątek, 20 stycznia 2012

Teatralne odnowienie.

Są momenty w życiu każdego z nas, gdy poranne otwarcie oczu sprawia, że nowy dzień, jest naszym odrodzeniem.  Wewnętrznym, niewidocznym dla nikogo innego.  Prywatnym rytuałem.
Każdy ma gorsze dni, tygodnie, miesiące. Lecz zawsze przychodzi taki dzień, gdy uświadamiamy sobie, że nie warto. Nie warto zamęczać się smutkiem. Powracam.


Moim hobby od lat jest teatr. Aktorstwo- magia. W jednej chwili z niedoświadczonej nastolatki stajesz się kim chcesz. Księżniczką. Matką. Staruszką. Żebraczką. I choć na zewnątrz się nie zmieniasz, w środku jesteś zupełnie inna. Nie myślisz już jak uczennica, jak dziecko. Patrzysz na świat zupełnie innymi oczami, oczami osoby, w którą się wcielasz. To Ty ją stwarzasz. Jej charakter, jej cechy, jej myśli. Czasem abstrakcyjne, czasem podobne do Twoich, a czasem zupełnie inne.
Gdy dostaję do rąk scenariusz, w głowie już układam sobie plan mojej postaci. Zachowanie w danych sytuacjach.  Wolność, totalna swoboda. Jeden cel- zaciekawienie widza.  Muszę sprawić, by moja osoba wywoływała w Tobie emocje. Niekoniecznie pozytywne. Mogę Cię irytować, ale to właśnie sprawia, że mnie zapamiętasz, że wpłynę na Ciebie, na Twoje samopoczucie w  chwili, w której stoję na środku sceny i patrzę Ci prosto w oczy. Cel spełniony.
Powiesz: „Ja nie mam talentu, nie potrafię grać”. Potrafisz. Codziennie szlifujesz swój talent. W domu, w szkole, w pracy. Przy rodzinie, przy znajomych. Nie zapominasz o swoim celu. Wciąż starasz się wpływać na drugą osobę. Irytować ją, sprawiać, że na jej twarzy pojawia się uśmiech lub grymas. Patrząc jej prosto w oczy łamiesz serce lub wylewasz miód na jej rany. Grasz tak pięknie, grasz całym sobą, aż w końcu zapominasz, że to gra. I pozostajesz na zawsze w skórze stworzonej przez siebie kreatury. Zostajesz aktorem. Zapominasz o jednym. O byciu reżyserem. Nie Ty stwarzasz historie, Ty tylko bierzesz w nich udział. Przez przypadek. Nie dostajesz głównej roli, masz do odegrania epizod. Ale to Ty możesz sprawić, że Twoje ‘5 minut’ zmieni bieg dotychczasowych wydarzeń. Zmień scenariusz !
I pamiętaj : Nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy!

niedziela, 15 stycznia 2012

Modlitwa

Otul mnie.
Prawdą mnie otul.

Złam, by na nowo poskładać

Bym pasowała
Do Deszczu
Do Słońca
Do Zimy i Lata

By łzy oczyszczały
Śmiech rozweselał

Smutek się udał
Do bram nieistnienia


Otul mnie.
Szczęściem mnie otul

Ogrzej dłonie
Ogrzej myśli
Całą mnie ogrzej


Otul mnie.
Lekkością
Bym bosą stopą
Poznawała świat
Od nowa

Złap mnie.
Z przepaści.
Z nicości.

Ocal
Przed samą sobą.

czwartek, 29 grudnia 2011

"Samotność to taka straszna trwoga..."

Uwielbiam starą, dobrą polską muzykę. Ulubiony zespół ? "Dżem"- zakochałam się w tym zespole dwa lata temu. Piękne teksty, opowiadające o uczuciach tak dosadnie, że chwytają za każde, nawet znieczulone serce.

Od jakiegoś czasu jest źle. Mam wszystko: dom, rodzinę, przyjaciół. A jednak czuję pustkę. Straszną. Objawia się w najmniej spodziewanych momentach i rani, rani tak mocno, że jedynym ukojeniem jest pozbycie się z mojego wnętrza słonych łez. Czego mi brakuje ? Nie wiem... Boję się, boję się, że do mojej twarzy przyrosła uśmiechnięta maska, niezależna, zawsze przygotowana, stanowcza. Dobrze się trzyma na moich wystających policzkach. Dopiero wieczorem, gdy Słońce zostawia mnie pod opieką Księżyca, opada. Staję się znów małą, nic nieznaczącą istotą, siedzącą przy biurku, wsłuchującą się w ochrypły głos wokalisty ulubionego zespołu. Czuję się samotna. Cholernie samotna...




DŻEM- List do M. [klik]

Może brakuje mi miłości ? Tej niewinnej, nastoletniej miłości. Rozpływania się w czyichś oczach. Trzęsących się kolan. Zresztą, co ja wiem o miłości? Nic, nigdy nie kochałam.

 Kiedyś to minie. Znów będzie jak dawniej. Prawda ?
A może już za późno ...

I choć wiem, że jutro wstanie nowy dzień, zaspokajam pragnienie słonymi kroplami spływającymi po moim policzku...


A jakie są wasze ulubione zespoły ? Ulubione cytaty z piosenek ?

czwartek, 8 grudnia 2011

"Czas jest pająkiem, porosłam pajęczyną. Zniszcz ją, zniszcz. "


Leżę pod ciepłą kołdrą czekając na sen. Uwielbiam przenosić się do ciepłych ramion Morfeusza. Niestety dzisiaj On nie chce mnie przyjąć. Przekręcam się z boku na bok. Do mojego pokoju przez okno wlatuje smuga światła odbijająca się od ulicznej latarni dodając mu tajemniczości. Spoglądając na parapet zatrzymuję wzrok na porcelanowej lalce, która jest w moim domu od zawsze.  Uwielbiam jej długą, purpurową suknię. Będąc małą dziewczynką, marzącą o zamku, pięknym Księciu i długich blond włosach wyobrażałam sobie siebie w tej purpurowej sukni sięgającej ziemi, podkreślającą talię, ozdobioną koronkami. W marzeniach miałam na sobie, tak jak ta porcelanowa lalka, duży kapelusz ochraniający moją twarz przed słońcem. Uśmiecham się na wspomnienie tych marzeń jednocześnie żałując, że te marzenia przeminęły razem z moim dzieciństwem. Twarz porcelanowej lalki nie jest już tak gładka jak powinna być. Gdzieniegdzie widać odpryski farby zdradzające jej długi żywot . Suknia trochę wypłowiała, tak jak moje marzenia.  Biorę lalkę w ręce. Dotykam jej długich włosów, już nie są tak miękkie jak kiedyś. Przykładam ją do twarzy- nadal pachnie tak samo, zapach stęchlizny, staroci przypomina mi dom mojej babci, ze starą drewnianą, skrzypiącą szafą, w której były same skarby, którymi potrafiłam bawić się długimi godzinami. Opuszkami palców gładzę jej chropowatą  twarz. Ma ciemne oczy. Nieruchome węgle. Bez wyrazu. Bez emocji. Patrzące w jeden punkt. Lodowate, ale wciąż młode. Jakby nie chciały poddać się mijającemu czasu, sprzeciwiające się prawom natury, ukazujące swoją siłę i determinację, swoją władzę. Nie pasują już do odrapanej twarzy, do wypłowiałej sukni, do sztywnych, sfilcowanych włosów, do wciąż tej samej smutnej, poważnej miny ukazującej wielkość i dumę właścicielki.
Ostatni raz spoglądam na koronki ozdabiające długą suknię. Odstawiam lalkę na parapet spoglądając na zaciszną ulicę. Ponura. Śpiąca. Patrzę na granatowe niebo, które oświetla Księżyc. Wiecznie żywy. Wiecznie młody. Wiecznie piękny. Niepoddający się, zdeterminowany do codziennej pracy na Niebie. Kładę głowę na poduszkę.  Rzucam okiem w kierunku porcelanowej lalki patrzącej cały czas w jeden punkt. Nie chciałabym być taka jak ona. Wciąż smutna, pani jednej miny. Za dumna by się uśmiechnąć, by zapłakać. Pięknie ubrana, ale biedna. Uboga w emocje, w miłość, w smutek. Zatraciła samą siebie. Współczuję jej. Odwracam się na drugi bok. Leżę. Po chwili dociera do mnie, że ja dużo się od lalki nie różnię. Wciąż ubieram się w niewygodne jeansy i znienawidzony różowy, modny sweterek. Poważna wśród obcych, radosna wśród przyjaciół. Kameleon. Pewna na swoim terenie i  w swoim otoczeniu. W głębi pragnąca tańczyć w deszczu, na zewnątrz ukrywające się pod parasolem przysłaniającym pragnące życia piwne oczy...

P.S. Chciałabym podziękować wszystkim za komentarze. Nie sądziłam, że parę słów potrafi dać mocniejszego kopa niż poranna kawa. Również dziękuję za to, że chce Wam się tu zaglądać i czytać. Bez względu na wiek, płeć, kolor skóry. Bo przecież każdy z Nas ma w domu kolekcję masek i skórę kameleona, której nie potrafimy się pozbyć.

czwartek, 24 listopada 2011

Poznając siebie.


Idzie swoim delikatnym krokiem. Jej kozaki wybijają rytmiczne tempo. Obcisłe jeansy świetnie pasują do ciepłego sweterka zarzuconego na jej zgrabne ciało. Nie lubię jej stylu ubierania, jest taki czysty, taki grzeczny, taki schludny. Idzie z brodą zadartą ku górze, pewna siebie, stanowcza. Sprawia wrażenie miłej optymistki kochającej wszystkich i wszystko. Uśmiecha się do Ciebie i pyta jak minął Ci dzień. Sądzisz, że uczyniła miły gest, że interesuje się Twoim samopoczuciem. W myślach jednak lustruje każdy Twój szczegół, odznacza błędy, by wygarnąć Ci je gdy będziesz spadał w dół. Przejrzałam ją. W głębi duszy jest wredną, upartą dziewczyną, która dopnie swego za każdą cenę. Nie lubi sprzeciwów, ale również nikt się jej nie sprzeciwia. Ma władzę, której nie zauważasz. Gdy staniesz się jej ofiarą, opęta Cię. Sprawi byś pragnął być powodem jej uśmiechu, ostatnią myślą przed zaśnięciem i pierwszą po przebudzeniu. Zrobi wszystko by stała się Twoim marzeniem. Dopnie swego, a wtedy porzuci Cię na środku oceanu, samego, bez tratwy i wizji na przyszłość.
Podchodzi do mnie z sarkastycznym uśmiechem, który sprawia, że w moich oczach pojawiają się diabliki pragnące rzucić się na nią i odpłacić za wszystkie krzywdy wyrządzone innym. Spojrzałam w jej milutkie, przebiegłe oczy, w których topi wszystkie swoje ofiary. Wytrzymam jej wzrok. Pokażę jej, że jestem silniejsza. Patrzę głęboko, przecinam je na wylot. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że patrzę w lustro.