Książka- nadaj tytuł!

Jak wspomniałam w pierwszym poście- piszę książkę.

Nie ma jeszcze tytułu, więc jeżeli masz jakiś pomysł: pisz. Każdy pomysł wezmę pod uwagę.

Chce wklejać książkę rozdziałami. Nieregularnie. Nie jest dokończona, więc możesz mi pomóc przy pisaniu.

Krytykuj. Chwal. Wszystko zgodnie z uczuciami.

Życzę miłego zanurzenia się w lekturze. Niech pochłonie Cię świat nierzeczywisty, a może stanie Ci się bliższy niż świat za oknem.






 
„[...] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.”



Éric-Emmanuel Schmitt — Oskar i pani Róża




PROLOG

Leżałam na łóżku. Spoglądałam na uchylone okno przez które wpadał do pokoju wiosenny wiatr wprawiający firanki w ruch. Poczułam jego powiew na twarzy. Tak miło oplatał moją zmęczoną od płaczu twarz, tak chłodził ból. Sięgnęłam po ósmą już paczkę chusteczek, od paru dni się z nimi nie rozstawałam. Traktowałam je jak mojego przyjaciela, który ociera mi łzy. Poczułam, że pod powiekami znowu robi mi się nieprzyjemnie mokro. Przytknęłam chusteczkę do opuchniętych oczu, z których wydobywały się wielkie, słone krople. Dziwiłam się, że po tylu dniach ciągle jeszcze miałam czym płakać- czy łzy nigdy się nie kończą? Tak bardzo marzyłam, by wtulić się w te babcine ramiona, które były dla mnie niczym oaza spokoju, których dotyk sprawiał, że zapominałam o wszystkich smutkach, o wszystkich problemach… Tak bardzo za Tobą tęsknię Babciu. W myślach słyszałam jak babcia gani mnie za to określenie. Nigdy nie lubiła, gdy nazywałam ją babcią. Mówiłam do Niej „Nisia” jak większość naszej rodziny. Skąd to określenie ? Sama nie wiem. Niestety, nigdy już nie będę miała okazji zobaczyć jej granatowych oczu, które nigdy nie przestawały błyszczeć. Odeszła tak nagle, tak gwałtownie. Nie byłam na to przygotowana. Ale czy idzie przygotować się na śmierć ?  Na śmierć osoby, którą kochasz całym sercem? Na śmierć osoby, która wie o Tobie wszystko, przed którą nie masz tajemnic? Na śmierć osoby, która robiła najlepszy na świecie placek drożdżowy i która potrafiła sprawić, że nawet szpinak smakował jak najlepsze danie świata? Z Babcią, tzn. Nisią byłam bardzo zżyta. To do niej biegłam po szkole na przepyszny obiad. To jej zwierzałam się ze wszystkich problemów, a Ona na każdy z nich znała rozwiązanie. To Ona pomagała mi odrabiać zadania domowe, ona poradziła mi jak zachować się na pierwszej randce, to jej pierwszej powiedziałam o moim zauroczeniu. Była moją przyjaciółką. A teraz odeszła. Dokąd ? Jeżeli Niebo istnieje to jestem pewna, ze tam. Ale jeżeli Nieba nie ma ? Jeżeli nasza wiara to czysty wymysł? Jeżeli nasza wiara to mit?
Sięgnęłam po kolejną chusteczkę. Poczułam, że ogarnia mnie ciepło. Zaczęłam oddychać wolniej, swobodniej. Czułam, że moje myśli oddalają się, wychodzą z  mojej głowy. Poczułam się taka spokojna. I tak oto przeniosłam się w ciepłe ramiona Morfeusza.





ROZDZIAŁ I

Dźwięk budzika wyrwał mnie za snu. Z trudem otworzyłam sklejone od wczorajszych łez oczy. Spojrzałam na uchylone okno, które wczoraj zapomniałam zamknąć. Nie było wiatru. Drzewa w parku ani drgnęły. Stały nieruchomo. Pomiędzy liśćmi przedzierały się promienie wiosennego słońca. Wszystko budziło się do życia, tylko ze mnie uleciało powietrze i jakoś nie chce wrócić. Wyciągnęłam z szafki bieliznę oraz pierwszy lepszy t-shirt i moje ulubione wytarte jeansy. Podreptałam do łazienki. Spojrzałam w lustro. W odbiciu zobaczyłam dotąd nieznaną mi szarą twarz, z opuchniętymi, podkrążonymi oczami. Kiedyś biegłabym szybko po jakąś maseczkę odżywiającą, by poprawić mój stan przed pójściem do szkoły. Teraz nie przejmowałam się swoim wyglądem oraz tym, co mówią inni. Obmyłam twarz zimną wodą co sprawiało mi przyjemność. Ubrałam się w przyniesione rzeczy. Zauważyłam, że jeansy zrobiły się jakieś luźniejsze. No tak… ostatnio mało jadłam. Wczorajszy wmuszony przez mamę obiad zwróciłam w mgnieniu oka. Od ciągłego płaczu chciało mi się wymiotować. Umyłam zęby. Włosy upięłam w niezgrabny kucyk, nawet ich nie rozczesując. Spojrzałam ostatni raz w lustro. Skrzywiłam się na swój widok, ale nie zamierzałam nic zmienić.
Z kuchni dobiegł mnie głos mojej mamy. Jak zwykle wołała mnie na śniadanie. Usiadłam przy kuchennym stole. Spojrzałam na mamę krzątającą się po kuchni i rozstawiającą na stole różne wędliny. Jak Ona to robi ? Od dwóch tygodni jest sierotą, a na jej twarzy widać uśmiech. Czyżby nie przejęła się stratą swojej matki ? Oh, zaczynam świrować.
- Córuś, musisz coś zjeść, bo się wykończysz. Posłuchaj, wiem, że trudno jest Ci się pogodzić ze stratą babci…
- Nisi. – poprawiłam ją.
- Tak, Nisi.- uśmiechnęła się. – Kasiu, musisz zacząć normalnie funkcjonować. Rozumiem, że śmierć Nisi spadła na Ciebie jak grom z jasnego nieba, ale nie możesz przez to odwracać się od innych i zamykać w swoich czterech ścianach…
- Wiem, mamo…
Tak, doskonale wiedziałam, że odcięłam się od przyjaciół. Ale szczerze mówiąc nie miałam ochoty teraz rozmawiać z kimkolwiek, a zwłaszcza z osobami, które na siłę chcą mnie rozśmieszyć. Doceniam ich trud i wysiłek, ale mnie to bardziej irytuje niż mi pomaga.
- Tak córciu, Ty zawsze wszystko wiesz. – skrzywiła się.- Z Ojcem martwimy się o Ciebie.
- Muszę już iść, bo spóźnię się do szkoły.- Wstałam, wzięłam plecak i zbiegłam po schodach. Wzięłam w rękę kurtkę i obwiązałam szyję cienką chustą. Przebiegłam przez ulicę. Byłam już w parku. Ubrałam kurtkę i usiadłam na zielonej, odrapanej ławce. Spojrzałam na ludzi przechodzących przez ulicę. Jedni spieszyli się do pracy, inni nieśli w reklamówkach świeży chleb i bułki z pobliskiej piekarni. Spojrzałam na zegarek- dochodziła 7:30. Znów się spóźnię. Wstałam i szybkim krokiem skierowałam się w stronę szkoły, gdzie czekał mnie kolejny szary dzień. Tak bardzo szary.


Cudem zdążyłam. Weszłam do klasy i zajęłam miejsce pod oknem. Przysiadła się do mnie Zuza, moja przyjaciółka. Spojrzała na mnie z politowaniem i tylko pokręciła głową. W tej chwili uwielbiałam ją za to, że jest tak małomówna. Miałam dość już tych wszystkich komentarzy „Będzie dobrze”, „Nie martw się’, „Wszystko się ułoży”. Łatwo mówić to ludziom, których świat w jednej chwili nie stanął na głowie, a życie nie straciło sensu. Do klasy wszedł Guzik- nauczyciel języka polskiego. Czemu Guzik? Zawsze chodził w za małych koszulach, przez co każdy z nas się obawiał, że lada moment guziki nie wytrzymają napięcia spowodowanego naciskiem Jego dużego brzucha i po prostu odstrzelą jak pocisk. Guzik trzymał w ręce jakąś grubą książkę, którą rzucił z hukiem na biurko, by uciszyć resztę klasy. Rozpoczął sprawdzanie frekwencji. Czekałam na moje nazwisko, by potwierdzić swoją obecność. Obecność jedynie cielesną, bo duchem byłam bardzo daleko. Wypowiedziałam upragnione „jestem”, przeniosłam wzrok na szybę, na której pojawiły się pierwsze krople deszczu. Wyłączyłam umysł. Nie ruszałam się. Nie myślałam. Nie czułam. Jedyne co potwierdzało, że jestem istotą żyjącą to mój oddech. Płytki, szybki oddech.


- Jak się czujesz ?- Usłyszałam za plecami głos Mikołaja.
- Lepiej…
- Strasznie wyglądasz.
- A Ty jak zawsze szczery do bólu. – Uśmiechnęłam się krzywo.
- Oj no nie gniewaj się. – spojrzał na mnie oczami zbitego psa.- Może chciałabyś się wybrać z nami dzisiaj na pizzę ?
Mówiąc ‘z nami’ miał na myśli Zuzę i Majkę. Tworzyliśmy grupkę najlepszych przyjaciół. Świetnie się dogadywaliśmy, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo wolnego czasu. Od czasu śmierci Nisi odsunęłam się od nich, odsunęłam się od całego świata. Zamknęłam się w swoim świecie. I nie byłam jeszcze gotowa by wyjść ze swojej skorupy.
- Może innym razem.- Odpowiedziałam, próbując się przy tym uśmiechnąć.
- Kasiu…
- Mikołaj nic mi nie jest. Naprawdę już mi lepiej. Jeszcze trochę i wszystko wróci do normy.
Sama w to nie wierzyłam. Nie istnieje dla mnie „norma” bez Nisi.
- Wiem Kasiu, po prostu bardzo się o Ciebie martwimy.
- Naprawdę nie musicie. Już jest prawie dobrze. Dobra muszę lecieć.
- Trzymaj się.- Mikołaj uśmiechnął się do mnie.
- Pa.
„Trzymaj się”. Tak, jasne… Tu już mnie nic nie trzymało.

 Lekcje skończyły się o godzinę wcześniej. Wypogodziło się. Powoli szłam do domu ze słuchawkami w uszach. Uwielbiałam to. Mijałam szare domy i ulice, przechodniów pogrążonych w swoich myślach. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, bo wiedziałam, ze tam znów się rozkleję. Ruszyłam w stronę miasta. Doszłam do deptaku. Lubiłam to miejsce. Lubiłam obserwować ludzi. Usiadłam na ławce. Nagle poczułam jakiś skurcz w żołądku. Pierwszy raz od paru dni poczułam głód. Wyciągnęłam z plecaka kanapkę. Jadłam powoli, przyglądając się przechodzącym ludziom. Starszy pan w szarym płaszczu czytał na sąsiedniej ławce gazetę. Przy jego nodze leżał grzecznie mały piesek. Kundelek. Uśmiechnęłam się na jego widok- miał sterczące uszy i rudą łatę na czole. Spojrzał na mnie czarnymi jak węgiel oczami. Patrzył się na mnie może przez pięć sekund, ale zaraz potem jego uwagę przyciągnął biegnący mężczyzna w granatowym dresie. Koło mojej ławki przeszły teraz dwie babcie. Zlustrowałam je. Miały powyżej 70 lat. Na głowach nosiły berety pomimo tego, że to już kwiecień. Nisia wybuchłaby śmiechem na ich widok. Irytowały ją „moherowe” babcie, jak je nazwała. Nisia nie byłą szczególnie religijna, do kościoła chodziła jak musiała. Inaczej wolała omijać go szerokim łukiem. Nigdy nie pytałam jej dlaczego. Nie zastanawiało mnie to. Teraz przychodzi mi do głowy tyle pytań, które chciałabym jej zadać! W słuchawkach leciała akurat piosenka Mettalicy. Poczułam, że moje oczy znów nieprzyjemnie zaczynają mnie piec, że chcą wyrzucić z siebie tę słoną, palącą je łzę. Poczułam, że ktoś delikatnie puka mnie w ramię. Odwróciłam głowę w tą stronę. Zobaczyłam, że koło mnie siedzi chłopak o brązowych włosach i loczku, który spada mu na czoło. Widziałam, ze porusza ustami, wyjęłam więc słuchawki, by go usłyszeć.
- Przepraszam, możesz powtórzyć co mówiłeś ?
- Pytałem czy wszystko w porządku…- Spojrzał na mnie. Zauważyłam, że ma piwne oczy. Zrobiło mi się trochę niezręcznie.
- Tak, w porządku… Czemu pytasz ?
- Wiesz, siedziałem na sąsiedniej ławce, gdy przyszłaś… Zauważyłem, że płaczesz… Mogę Ci jakoś pomóc ?
A więc wyglądam już tak strasznie, że nawet ludzie na ulicy się zaczynają o mnie martwić. Żałosne. Chociaż szczerze mówiąc, mam słabość do piwnych oczu …
- A znasz lekarstwo na śmierć?
Spojrzał na mnie zdezorientowany. Zdałam sobie sprawę, ze zaczynam bredzić. Próbowałam nadrobić moją gafę uśmiechem. Odwzajemnił go.
- Trochę trudno jest mi się pozbierać po stracie mojej Ni… babci. Dwa tygodnie temu nagle zmarła. Zawał. Nie zdążyłam się nawet z nią pożegnać. Byłam do niej bardzo przywiązana. Wiesz, nie była zwykłą babcią. Była moją najlepszą przyjaciółką. Ona nauczyła mnie wszystkiego. Ona mnie wychowała. Jestem teraz taka samotna…
Sama nie wiem czemu mu to opowiadałam. Poczułam z nim jakąś więź. A może to te piwne oczy? Nagle zrobiło mi się potwornie głupio. Zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam. Podkrążone oczy, przetłuszczone włosy, ubrana w powyciągane rzeczy.
- Wiem jak się czujesz. Rok temu straciłem matkę.  Też nie mogłem się pozbierać. A wiesz jaki jest najlepszy lek na smutki ?
Spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Spacer. – Uśmiechnął się do mnie ukazując rządek białych, prostych zębów.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Może najpierw się przedstawię. Tomek.- Wyciągnął do mnie rękę.
- Kasia.
- To co powiesz na spacer nad rzekę ? O tej porze jest tam bardzo ładnie.
- Ok.- zgodziłam się. Nie wiem jak zareaguję, gdy znajdziemy się nad rzeką. Tam zawsze przesiadywałam z Nisią. Czasem brałyśmy ze sobą farby i malowałyśmy co nam przyjdzie do głowy. Niekiedy brałyśmy ze sobą koszyk i robiłyśmy piknik. Ale najbardziej lubiłam z nią tam siedzieć, słuchać odgłosów śpiewających ptaków i czekać na zachód słońca. A teraz pójdę tam z chłopakiem, którego widzę pierwszy raz w życiu. Co mnie podkusiło ? Nigdy wcześniej bym się na to nie zgodziła. Byłam raczej nieśmiała. Ale cóż, stało się. Kątem oka widziałam, że mi się przygląda. Ciekawiło mnie co myśli. Nie miałam tyle odwagi, by spojrzeć mu w oczy. Szliśmy w milczeniu. Minęliśmy kino, potem skręciliśmy w prawo i byliśmy już nad rzeką. Usiedliśmy na dwóch wielkich kamieniach. Patrzyliśmy na stado kaczek pływających na rzece. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale ta cisza nie była krepująca. Wręcz przeciwnie. Dobrze się czułam w obecności Tomka. Spojrzałam z jego stronę. Spoglądał na mnie. W jego spojrzeniu było coś takiego, co sprawiało, że mój brzuch zaczął się dziwnie zachowywać. To chyba te „motyle”. Nie sądziłam, że to takie przyjemne.
- Dziękuję.- Powiedziałam do Niego, pierwszy raz od dwóch tygodni szczerze się uśmiechając.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Powiedział, odgarniając niesforny lok ze swojego czoła.
Rozmawialiśmy długo siedząc na wielkich kamieniach. Dowiedziałam się, że ma 17 lat i chodzi do Liceum, które jest niedaleko mojego Gimnazjum. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Poczułam, ze wlatuje we mnie powietrze, które opuściło mnie dwa tygodnie temu. Poczułam, ze jednak wracam do „normy”. A to wszystko przez te piwne oczy.
Nie zauważyliśmy kiedy nadszedł wieczór. Chłodny wiatr rozwiewał mi moje niesforne włosy, sprawiając, że wyglądały jeszcze gorzej niż na początku.
- Chyba pora wracać.- powiedziałam, chociaż chciałabym tu zostać całą wieczność. Tomek pomógł mi zejść z kamienia i powoli skierowaliśmy się w stronę centrum. Zauważyłam niezwykłą rzecz. Świat zmienił się o 180 stopni. Kamienice, pomimo tego, że był już wieczór, nabrały kolorów. Ulice przepełnił jakiś nieznajomy mi dotąd blask. Zauważyłam piękno wszystkich mijanych rzeczy. Nawet kałuża wydawała mi się niezwykle piękna. Spoglądałam na każdą witrynę sklepową, by zobaczyć nasze wspólne odbicie w sklepowej szybie. Zapomniałam o smutku, o problemach, o stracie Nisi. Wiedziałam, że ona na zawsze pozostanie w moim sercu. Ale w moim sercu znajdzie się również miejsce dla kogoś innego. Dla kogoś o piwnych oczach…





ROZDZIAŁ II

Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. Moje myśli krążyły wokół dzisiejszego dnia. Przypominałam sobie każdy Jego gest, każdy ruch, każdy wyraz twarzy. Te wspomnienia tak bardzo mnie relaksowały. Przy pożegnaniu poprosił mnie o numer telefonu. Mam nadzieję, że zadzwoni, napisze… To nieprawdopodobne jak bardzo na Niego liczyłam. Sama siebie nie poznawałam. Nie wiem czy to przez stratę Nisi moje uczucia przeniosły się z tak ogromną siłą na kogoś innego. Nie mogę mówić o zauroczeniu, a już na pewno nie o miłości. Czułam do Tomka coś w rodzaju więzi, która nie wiem na czym polegała. Czułam, że to moja bratnia dusza, która może pomóc mi wyjść z mojej skorupy. Nigdy do nikogo nie czułam czegoś takiego. Owszem, podobało mi się paru chłopaków, w jednym się nawet zauroczyłam, ale tamto uczucie było nieporównywalne do tego. W Jego obecności czułam jakiś wewnętrzny spokój, wyciszałam się. To przed Nim pierwszym opowiedziałam o swoich uczuciach dotyczących Nisi. To On zrozumiał ile straciłam. To On rozumiał mój ból. Nie pocieszał mnie, nie obejmował, nie mówił, że będzie dobrze. Po prostu był. Milczał razem ze mną. Nie potrzebowaliśmy rozmowy. To nieprawdopodobne, że przez te parę godzin tak się do Niego przywiązałam. Czułam, że to będzie moje uzależnienie, mój narkotyk, którego spróbowanie łączyło się z tym, że z dnia na dzień będę potrzebować Go coraz bardziej. Chciałam tego. Chciałam patrzeć w te piwne oczy. To ja chciałam odgarniać ten niesforny loczek spadający mu na czoło. To z Nim chciałam siedzieć na dwóch wielkich kamieniach, słuchać śpiewu ptaków i czekać na zachód słońca. Chciałam żeby każdy mój kolejny wieczór wyglądał tak jak ten- na wspominaniu osoby, która sprawiała, że moje ciało przeszywały dreszcze. Przyjemne dreszcze…
Zamknęłam oczy. Czułam, że się uśmiecham. Oddech lekko przyspieszył, by znów zwolnić. Mój umysł powoli się opróżniał, był taki lekki, tak czysty. I tak oto z uśmiechem na ustach czekałam aż we śnie pojawi się chłopak, z rządkiem białych zębów.


Sobota. Spojrzałam na zegarek- dochodziła 10. Byłam trochę zawiedziona, ponieważ nie mogłam sobie przypomnieć mojego snu.  A może w ogóle go nie było ? Spojrzałam na park, tętniło w nim życie. Dzieci bawiły się na drabinkach a ich rodzice czytali gazetę, kątem oka spoglądając na swoje pociechy. Zasłałam łóżko. Zauważyłam, że w moim pokoju panuje niemiłosierny bałagan. Wszędzie leżały zużyte chusteczki, porozwalanie rzeczy, a na półkach dwutygodniowy kurz. Dzisiaj biorę się za sprzątanie. Poszłam do kuchni, by wrzucić coś na ząb. Moi rodzice już tam byli. Mama jak zwykle stała przy kuchence, a tata z kubkiem kawy w ręce czytał gazetę. Podeszłam do lodówki, wyciągnęłam ulubiony dżem morelowy i zaczęłam szykować sobie kanapki. Widziałam, że rodzice mi się przyglądają. Podniosłam wzrok. Ojciec miał dziwną minę, łączącą grymas z zaskoczeniem. Mama natomiast była lekko wystraszona i smutna. Nie rozumiałam o co im chodzi. Powinni się cieszyć, że wracam to tak zwanej „normy”. Uniosłam brew. Ojciec odstawił kubek jednym szybkim ruchem, rzucił gazetę na stół i wyszedł szybkim tempem. Zaskoczyłam się. Dlaczego tak zareagował ? Co takiego zrobiłam ? Spojrzałam na mamę, unikała moje wzroku. Skupiła się na obieraniu ziemniaków. Już chciałam spytać się o co im chodzi, ale zamiast tego wzięłam kolejny gryz mojej kanapki. Nie miałam zamiaru z nimi dyskutować, nie chciałam psuć sobie humoru. Zjadłam, włożyłam talerz do zmywarki i wzięłam się za sprzątanie pokoju. Wstyd się przyznać, ale zapomniałam już jak wyglądał mój dywan- tak bardzo był zawalony różnymi rzeczami rozpoczynając o ubrań, a kończąc na książkach do szkoły. Ostatnio opuściłam się w nauce. Mój udział na lekcji polegał na tym, że siedziałam przy oknie patrząc na boisko szkolne, a moje myśli były odległe o kilkaset kilometrów. Będę musiała wszystko nadrobić. Nigdy nie byłam jakąś prymuską, ale nie lubiłam zostawać w tyle. Teraz niestety czeka mnie dużo pracy, by dorównać innym. Starłam kurz z szafek, odkurzyłam dywan. Mój pokój zaczął wyglądać jak ten przed dwoma tygodniami. Poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Moje odbicie prezentowało się znacznie lepiej niż wczoraj, oczy nie były już opuchnięte, a moja twarz nabrała trochę kolorów. Niestety stan moich włosów się nie poprawił więc postanowiłam wziąć prysznic. Słuchałam jak krople wody uderzają o dno brodzika. Zmoczyłam włosy i wtarłam w nie szampon. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak siebie zaniedbałam. Stałam pod strumieniem wody, który otaczał całe moje ciało. Wzięłam moją różową gąbkę i nalałam na nią brzoskwiniowego płynu. Powoli wcierałam to w moje ciało, traktując to jak rytuał, który zmywał cały bród, nie tylko z ciała, ale też z umysłu. Spłukałam się ciepłą wodą. Wykręciłam włosy, by wydobyć z nich kropelki wody. Owinęłam je ręcznikiem. Wytarłam się. Poczułam się o wiele lepiej. Wzięłam z półki balsam i wtarłam w ręce i nogi. W twarz wtarłam mój ulubiony krem o zapachu truskawek, tak dawno go nie używałam. Ściągnęłam turban w głowy, rozczesałam i zaczęłam suszyć włosy. Podmuch suszarki skojarzył mi się z wczorajszym wiatrem. W tej chwili usłyszałam dźwięk nadchodzącego sms’a. Rzuciłam suszarkę i pobiegłam do pokoju. Na wyświetlaczu pojawiło się to imię, które wprawiło moje serce w szybsze bicie. „Masz ochotę na dzisiejszy spacer i czekanie na zachód słońca? Tomek”. Odpisałam bardzo szybko i lakonicznie. Tak. Pewnie, że miałam ochotę. Miałam ochotę na spacer. Miałam ochotę na czekanie na zachód słońca. Miałam ochotę na siedzenie na dużych kamieniach. A przede wszystkim miałam ochotę na patrzenie w piwne oczy.
Nagle zdałam sobie sprawę, ze moja garderoba jest strasznie uboga. Nigdy nie lubiłam się zbytnio stroić. Moim ulubionym zestawem były jeansy i jakaś powyciągana bluzka. Ale tym razem miałam ochotę narzucić na siebie coś innego, coś co sprawi, że wszyscy będą się za mną oglądać i to nie dlatego, że mam podkrążone oczy i przetłuszczone włosy. Otworzyłam szafę. Większość moich rzeczy miała kolor czarny lub szary. Miałam jedną bluzkę koloru czerwonego, ale niestety wyglądała jakbym pożyczyła ją od mojego Ojca. Stwierdziłam, że muszę wybrać się na zakupy, których nienawidziłam. Ale teraz miałam na nie tak wielką ochotę jak na odgarnięcie niesfornego loczka z czyjegoś czoła. Niewiele myśląc wzięłam w rękę torebkę i zbiegłam po schodach. Krzyknęłam do mamy, ze wychodzę. Usłyszałam, że za godzinę obiad. Nie przejęłam się tym, miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Przebiegłam przez park omijając bawiące się dzieci. Gdy dotarłam do centrum skierowałam się do sklepu, którego wystawa wydawała mi się najbardziej kolorowa. Weszłam po schodkach i pchnęłam ciężkie drzwi. Uderzyło mnie ciepłe powietrze. Stanęłam na środku pomieszczenia rozglądając się po półkach. Wszędzie było tak kolorowo, tak wiosennie, tak radośnie. Nie lubiłam ubierać się jak choinka, ale musiałam przyznać, ze pewna sukienka w kwiaty wyjątkowo wpadła mi w oko. Poprosiłam mój rozmiar i udałam się do przymierzalni. Gdy zobaczyłam swoje odbicie nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nigdy wcześniej nie ubierałam się w tak kolorowo. Nie lubiłam się wyróżniać. Ale teraz chciałam tego, chciałam, by wszyscy zwrócili na mnie uwagę, by zwrócił na mnie uwagę piwnooki brunet. Chciałam pokazać mu, ze ta dziewczyna, która wczoraj wyglądała jak śmierć, potrafi wziąć się w garść, że nie jest słaba, że ma charakter. Ale jednocześnie chciałam mu dać do zrozumienia, że ta dziewczyna potrzebuje kogoś z kim będzie mogła siedzieć na wielkich kamieniach i milczeć. Po prostu milczeć.
Kupiłam sukienkę. Znacznie odbiegała od moich dawnych strojów, ale była znakiem mojej zmiany. Zmiany na lepsze. Już miałam wracać do domu, gdy mój wzrok przyciągnął szyld „Buty -50%”. Skierowałam się w jego stronę.
Wybrałam lekkie buty na małym koreczku, które świetnie pasowały do nowej sukienki. Spojrzałam na zegarek. Jak się pospieszę to zdążę na obiad. Stwierdziłam, że nie chcę się spieszyć. Włożyłam słuchawki w uszy. Muzyka zagłuszyła moje myśli. Szłam przed siebie nie zwracając uwagi na mijających mnie ludzi. Usiadłam na ławce. Rozciągnęłam ramiona, zamknęłam oczy i skupiłam się na słowach piosenki. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Nie miałam ochoty wyrywać się z mojego transu, ale zaciekawiło mnie kto mi się przygląda. Powoli otworzyłam oczy i podskoczyłam ze strachu. Koło mnie siedział czarny kruk i wlepiał we mnie swoje czarne jak węgiel oczy. Mój oddech trochę się uspokoił. Kruk przyglądał mi się, a w jego wzroku było coś przerażającego, jakby przeszywał mnie na wylot. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Przyciągał mój wzrok jak magnes. Poczułam, że odlatuję, że zostawiam moje ciało na ławce, a moja dusza wzbija się gdzieś daleko. Było to bardzo dziwne uczucie, ale jednocześnie przyjemne. Nagle poczułam, że moje ręce zaczynają mnie boleć, że moje ciało przeszywa mocny ból, jakby było spalane od środka. Nie mogłam krzyczeć, nie mogłam się poruszyć, byłam jak sparaliżowana. Czułam, że ogień wypala mi najpierw podbrzusze, a potem żołądek. Przedzierał się coraz wyżej i wyżej. Otoczył płuca. Nie mogłam złapać oddechu, zaczęłam się dusić. Wydawało mi się, że na dziobie kruka zobaczyłam coś w rodzaju triumfu. Czułam, ze moje płuca są wypalone, a  teraz języki ognia zaczynają lizać moje serce. Bolało, tak bardzo bolało, a ja nie mogłam nic robić. Siedziałam na ławce i… umierałam ? Co się ze mną działo ? Nagle w słuchawkach zaczęła lecieć znów ta sama co wczoraj piosenka Mettalicy. Poczułam, że ktoś wstrząsa moje ramię. Nagle moje serce wróciło do prawidłowej temperatury, a ja mogłam zaczerpnąć oddech. Ręce zrobiły się lekkie i chłodne. Ból zniknął. Ktoś wyrwał mi słuchawki z uszu.
- Kasiu, wszystko w porządku ?
Uniosłam wzrok i zobaczyłam piwne, zaniepokojone oczy. Tomek patrzył na mnie z przerażeniem. Spojrzałam na prawo, kruka nie było. Poczułam ulgę i niewiele myśląc wtuliłam się w ramiona mojego wybawiciela. Przytulił mnie. W Jego oczach widziałam ulgę. Usłyszałam, ze coś mruczy pod nosem, skupiłam się na wypowiadanych przez niego słowach. „Tak bardzo się bałem, że nie zdążę, tak bardzo się bałem…”. Spojrzałam na Niego, ale nie poruszał ustami.
- Mówiłeś coś?
- Nie, nic nie mówiłem.- powiedział, ale w jego oczach widziałam zakłopotanie. Odwrócił wzrok.- Odprowadzę Cię do domu. Powinnaś odpocząć.
Nie poluźnił uścisku. Prowadził mnie do domu jak małą dziewczynkę. Co chwilę rozglądał się dookoła jakby czegoś wypatrywał. Nie odzywałam się ani słowem, nie miałam siły. Nic nie rozumiałam. Chciałam zadać tyle pytań, ale mój umysł odmówił mi posłuszeństwa. Staliśmy już pod moją klatką. Tomek spojrzał mi w oczy, patrzył w nie jakby szukał odpowiedzi na jakieś pytania.
- Siedź w domu. Przyjdę po Ciebie o 17. Nigdzie się nie ruszaj.
Poczułam się dziwnie. Czemu mówił do mnie takim tonem? Czemu mi rozkazywał? Co do cholery się działo ? Zanim mój umysł zdołał zlepić słowa w pytanie, znów się rozkojarzyłam, ponieważ poczułam ciepły dotyk jego warg na moim policzku. Pocałował mnie !
- O 17. – Powiedział i odszedł. Pozostawił mnie samą stojącą przed klatką z głową pełną pytań. Odwróciłam się i wbiegłam po schodach do mieszkania. Rodzice akurat jedli obiad. Mama wyszła na korytarz i spoglądała na mnie. Spojrzała mi w oczy, a jej mina mówiła coś w rodzaju „ A jednak”. Przytuliła mnie, a potem wróciła do kuchni. Nie zawołała mnie na obiad, co było dziwne, powiedziała tylko do Ojca: „To już”. Usłyszałam jak uderzył pięścią w stół. Co się dzieje ? Wbiegłam do łazienki i usiadłam na skraju wanny. Objęłam głowę dłońmi i delikatnie ją masowałam. Analizowałam wszystko co się dzisiaj wydarzyło. Na wspomnienie kruka przeszedł mnie dreszcz. Nic nie rozumiałam. Miałam tyle pytań. Co się ze mną działo na ławce? Skąd się tam wziął Tomek? I w końcu czemu rodzice tak zareagowali i o co chodziło z tym „To już”? Obmyłam twarz zimną wodą, by trochę odreagować. Wytarłam ją ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam coś dziwnego. Coś się we mnie zmieniło, ale co ? Oglądałam dokładnie moją twarz. Moją uwagę przykuły moje oczy. Wyglądały jakoś tak inaczej. Przybliżyłam głowę do lustra, by dokładniej się im przyjrzeć. Moje oczy dotąd koloru błękitu stały się jakby ciemniejsze. Błyszczały. Skąd znałam te oczy ? Kto miał granatowe, błyszczące oczy ? Nisia. Moja Nisia. Skąd ta zmiana? Obejrzałam się dokładnie, nic więcej się we mnie nie zmieniło. Miałam mętlik w głowie. Nagle poczułam się senna. Udałam się do pokoju. Ułożyłam się na łóżku i zasnęłam. Nie był to przyjemny sen. Śniło mi się, że zmieniam się w moją babcię, że gdy się obudzę, moja twarz będzie cała w zmarszczkach, że moje włosy stracą swój kolor i staną się siwe. Obudziłam się z krzykiem i pędem pobiegłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam normalnie, nie licząc granatowych oczu, które zrobiły się jeszcze bardziej błyszczące. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegarek. 16:30. To niemożliwe, że spałam tak długo! Wydawało mi się, że mój sen trwał 15 minut, a nie trzy godziny! Byłam zdezorientowana. Poszłam do kuchni, by zaspokoić głód. Wyjęłam z lodówki porcję obiadu, którą mama mi odłożyła. Włożyłam do mikrofalówki i nastawiłam ją na dwie minuty. Skupiłam się na odliczaniu czasu: minuta pięćdziesiąt dziewięć, minuta pięćdziesiąt osiem, minuta pięćdziesiąt siedem. Jedzenie wyjęłam zanim mikrofalówka wydała z siebie dźwięk, który oznaczał, że dwie minuty już minęły. Zjadłam. Była już 16:45. Poszłam do pokoju i ubrałam moją nową, kwiecistą sukienkę i buty. Zobaczyłam swoje odbicie. Podobało mi się. Wyglądałam tak kobieco. Te moje „nowe’ oczy bardzo mi się podobały. Były bardzo pociągające. Chciałam pokazać się mojej mamie, by oceniła jak wyglądam. Niestety nie zastałam nikogo w domu. Trochę się zdziwiłam, bo rodzice nigdy nie wychodzili bez uprzedzenia. Napisałam więc kartkę, że wychodzę i wrócę ok. 22. Wzięłam w rękę torebkę i zakluczyłam drzwi. Pod klatką czekał już na mnie Tomek. Mierzył mnie wzrokiem jakby czegoś szukał. Gdy znalazłam się przy nim uśmiechnął się.
- Pięknie wyglądasz.- poczułam, że moje policzki oblał czerwony rumieniec.
Wziął mnie za rękę i udaliśmy się w stronę centrum. Nie mogłam uwierzyć, że znam go zaledwie dwa dni. Miałam wrażenie, że znamy się całą wieczność. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Minęliśmy kino i skręciliśmy w prawo. W oddali już było widać nasze duże kamienie. Nasze ? Jak to pięknie brzmiało. Pomógł mi wejść na głaz, ale on nie zajął sąsiedniego kamienia. Usiadł razem ze mną na jednym. Objął mnie ramieniem jakbym była jakimś skarbem, którego nie chce wypuścić. Czułam jak mi ciepło, jak przyjemnie. Wtulił głowę w moje włosy. Czułam Jego oddech na szyi. Byłam cała rozkojarzona, ale wiedziałam, że muszę się skupić, by zadać Tomkowi nurtujące mnie pytania.
- Skąd się dzisiaj wziąłeś w parku?
Nie odpowiedział. Czułam, że Jego oddech przyspieszył i był nieregularny. Pogłaskałam Jego dłoń.
- Tomek?
Przytulił mnie mocniej.
- Akurat wracałem z miasta.
Czułam, że kłamie. Nie zamierzałam odpuścić.
- Mieszkasz po drugiej stronie miasta.
Oddychał coraz szybciej. Miałam wrażenie, że zadaję mu ból tymi pytaniami.
- Kasiu… Niedługo wszystko zrozumiesz…
Zamarłam. Co miałam zrozumieć? Czy Tomek miał jakieś tajemnice? Dlaczego nie mógł powiedzieć mi prawdy? Co się z wszystkimi dzieje ? Odwróciłam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Miał spuszczoną głowę. Wzięłam rękę i podniosłam jego brodę. Spojrzał na mnie.
- Tomek, co się dzieje ?
Wziął kosmyk moich włosów i zaczął zaplatać je sobie na palec.
- Ciiii… Przyjdzie czas, a wszystko się wyjaśni.
Spojrzał mi głęboko w oczy i przybliżył do mnie swoją twarz. Poczułam jak ogarnia mnie ciepło. Odgoniłam moje myśli dotyczące kruka, Nisi, granatowych oczu. Skupiłam się na tym co dzieje się tu i teraz. Zamknęłam oczy i poczułam ciepło otaczające moje usta. Odwzajemniłam pocałunek. Czułam, że nie mogę złapać oddech, ale to takie piękne, że nawet nie myślałam o tym, żeby oddychać. Tomek oderwał się ode mnie, spojrzał tymi swoimi piwnymi, zachwyconymi oczyma…
-Kasiu, zakochałem się w Tobie.
Czułam, że odlatuję, że wznoszę się w przestworza. W tej chwili spełniały się moje marzenia. Wiedziałam, że nieważne co się stanie, ktoś będzie przy mnie.
- Zakochałeś się, mówisz ?- Spytałam zadziornie.- A jak mocno?
Widziałam, że w Jego oczach pojawił się blask. Ujął moją twarz i zaczął całować mnie namiętnie. I Tak siedzieliśmy na kamieniu całując się, a w przerwach na złapanie oddechu czule trzymaliśmy się za ręce. Wiedziałam, że w moim życiu dzieje się coś dziwnego, ale w tej chwili nie myślałam o tym. Zaufałam Tomkowi. Wiedziałam, że mnie nie opuści, że mi pomoże, że wszystko mi wyjaśni, gdy przyjdzie na to czas. Teraz skupiałam się na tym, by słońce mogło zajść z myślą, że nie zostawia mnie samej, że zostawia mnie w dobrych rękach, które czule gładzą moją uśmiechniętą twarz…





ROZDZIAŁ III

Czułam się dziwnie. Moje oczy stały się jeszcze bardziej granatowe. Były takie nierzeczywiste, takie piękne. W myślach analizowałam przebieg ostatnich kilku dni. Codziennie spotykałam się z Tomkiem. Było wspaniale. Wiedziałam, że to moja druga połówka., ale wciąż bałam się, że to wszystko działo się za szybko. Zawsze myślałam, że miłość musi rozwijać się powoli. Miłość? A może przeceniałam moje uczucia? Nie, na pewno nie.
Byłam akurat w drodze do szkoły. Umówiliśmy się z Tomkiem, że przyjdzie po mnie po szkole i pójdziemy na spacer. Pożyczyłam dzisiaj kolorową bluzkę od mamy, była trochę za duża, więc przepasałam ją skórzanym, cienkim paskiem i zrobiłam z niej sukienkę. Ubrałam nowe buty. Wiedziałam, że nikt w szkole nie spodziewa się mojej zmiany. Chciałam ich zaskoczyć, pokazać Mikołajowi, Zuzie i Majce, że wróciłam. Przekroczyłam próg szkoły i skierowałam się w stronę klasy matematycznej. Nie ma to jak zacząć dzień od mnożenia ułamków. Widziałam, że ludzie spoglądają na mnie. Podobało mi się to. Podniosłam wyżej głowę i wkroczyłam pewnym krokiem do klasy. Pierwszy raz od ponad dwóch tygodni usiadłam w środkowym rzędzie przed biurkiem. Widziałam, ze zrobiłam na wszystkich wrażenie. Odwróciłam twarz w ich stronę i z uśmiechem na ustach spytałam:
- Kto ma zadanie z historii?
Widziałam na ich twarzach zaskoczenie. Majka wydała z siebie dziwny pisk i rzuciła mi się na szyję. Zaczęła skakać i krzyczeć „Nareszcie”. Czułam, że brakowało mi jej. Nie tylko jej. Brakowało mi małomównej Zuzy i szczerego do bólu Mikołaja. Brakowało mi lekcji z Guzikiem. Brakowało mi klasowych kłótni. Brakowało mi życia.
Do klasy weszła nauczycielka od matmy. Wszyscy automatycznie wstali z miejsc, by powiedzieć „Dzień dobry”. Po sprawdzeniu frekwencji zaczęliśmy liczyć zadania. Lubiłam matematykę, więc szybko wzięłam się do pracy. Zgłosiłam się nawet do wyliczenia zadania na ocenę. Widziałam, że matematyczka również jest zaskoczona moją zmianą. Dostałam piątkę. Zaczynałam odrabiać zaległości.
Na przerwie nie stałam już sama. Dołączyłam do mojej dawnej grupy w składzie: Mikołaj, Zuza, Majka. Widziałam, że cieszą się z mojego powrotu.
- Nosisz soczewki?- Majka spojrzała na mnie z pytającą miną. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Miałam powiedzieć: „Nie, oczy same mi ściemniały”? Nie zrozumieją tego. Zresztą ja sama tego nie rozumiałam.
- Aż tak widać?
- Kobieto, pewnie, że widać. Ale Ci zazdroszczę! Świetne są te granatowe oczy! Super!
Majka jak zwykle dostała słowotoku.
Rozmawialiśmy akurat o sprawdzianie z chemii, gdy usłyszeliśmy dzwonek na lekcję.

Dzień w szkole minął bardzo dobrze. Przez cały czas towarzyszył mi uśmiech. Może to dlatego, że spotkanie z Tomkiem było coraz bliżej ? Na ostatniej lekcji nie spuszczałam wzroku z zegarka. Odliczałam minuty do dzwonka. Gdy w końcu zadzwonił zerwałam się i pędem zbiegłam po schodach przed budynek szkoły. Tomek już na mnie czekał. Na powitanie pocałował mnie w policzek co sprawiło, że moje serce przyspieszyło.
- To gdzie pójdziemy ?- Zapytał.
- A wiesz, mam pewien pomysł.
Pociągnęłam go za sobą. Tym razem dużo rozmawialiśmy. Zdałam mu relację ze szkoły. Zwierzyłam się, że bardzo brakowało mi przyjaciół. Wiedziałam, że zbliżaliśmy się do celu naszej podróży. W oddali widziałam już wielką, żelazną, cmentarną bramę. Tomek też zauważył. Czułam jakby się tego spodziewał, jakby wiedział gdzie chcę iść.
Gdy dotarliśmy do bramy zatrzymałam się. Wróciły wspomnienia. Poczułam się jak ponad dwa tygodnie temu. Miałam wtedy na sobie czarne szpilki, które Nisia kupiła mi na 15 urodziny. Powiedziała wtedy, że jestem już kobietą, a każda kobieta nosi wysokie buty. W tamten dzień padało. Moim zdaniem Bóg rozpaczał z powodu odejścia Nisi. Stanęłam wtedy z rodzicami przed tą wielką, żelazną kratą. Wydawała się taka mroczna, taka przerażająca. Przypominała mi bramę z horrorów. Na jej czubku siedział czarny kruk. Kruk! Wzdrygnęłam się na to wspomnienie. Na pewno to czysty przypadek…
- Kasiu…?
Tomek patrzył na mnie z oczekiwaniem.
- Na pewno tego chcesz ?
- Tak. - odpowiedziałam śmiało i pociągnęłam go za rękę, ani drgnął.
- Nie mogę iść tam z Tobą.
- Dlaczego ?- spytałam niczego nie rozumiejąc
- Zobaczysz. Dasz radę. Będę tu na Ciebie czekał.- delikatnie musnął mój policzek. Jego oczy były jakieś roztargnione.- Zaufaj mi.
Ufałam. Ufałam bezgranicznie. Puściłam jego dłoń i otworzyłam ciężką, żelazną bramę. Zaskrzypiała, tak jak na pogrzebie. Pamiętam te zimne dreszcze, które ogarnęły wtedy moje chłodne od deszczu ciało. Kurczowo trzymałam się ramienia mamy, była dla mnie jedynym oparciem. Twarz Ojca była jakaś dziwna. Wydawało się, że poczuł ulgę. Nigdy nie przepadał za Nisią. Nie podobało mu się, że spędzam z Nią tak dużo czasu, że jestem do niej tak przywiązana, ale wiedział, ze nie da rady nas rozdzielić. On nie, ale śmierć dała radę. Podniosłam głowę, zauważyłam, że cmentarz jest strasznie duży, pełno w nich alejek, które wyglądają tak samo. Nie wiem jak trafię na grób Nisi. Byłam tu tylko raz- w dniu pogrzebu. Nagle poczułam jakąś wewnętrzną siłę, która ciągnęła mnie wzdłuż zielonego żywopłotu. Podążałam za nią. Potem skręciłam w prawo, później w lewo omijając groby, aż wreszcie poczułam, że siła zniknęła. Obejrzałam się dookoła. Zobaczyłam nagrobek, na którym wygrawerowane było tak dobrze znane mi nazwisko.
Teraz grób wyglądał zupełnie inaczej, tak normalnie. W dniu pogrzebu był przerażający. Gdy wpuszczano do niego trumnę, miałam wrażenie, że to mnie tam zakopują. Dusiłam się, ale to może przez ciągły płacz ? Gdy ksiądz posypał trumnę ziemią czułam jakby ktoś wymierzył mi policzek. Moje ciało strasznie bolało, mój mózg był jakby przytłoczony wielkim kamieniem. Nie miałam sił stać, gdyby nie ramię mamy już dawno bym upadła. Ludzie zaczęli rzucać kwiaty do grobu. Ja miałam w ręce żółtego tulipana- Nisia bardzo je lubiła. Z pomocą mamy podeszłam do grobu. Wyciągnęłam rękę, by wrzucić kwiat. I wtedy poczułam jak moje ciało drętwieje, poczułam jakby do mojego wnętrza wchodziła jakaś siła. Z transu wyrwała mnie mama pociągając mnie za rękaw. Grabarze przykryli grób. Wzdrygnęłam się na widok tych wspomnień. Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy.
- Cześć Nisiu. Przepraszam, że długo nie przychodziłam, ale nie mogłam się pozbierać po Twoim odejściu, tak bardzo mi Ciebie brakuje.- uklęknęłam i oparłam się o marmurową płytę. Łzy zaczęły lecieć dużymi strumieniami.
- Nie płacz. – usłyszałam. Podniosłam głowę, by zobaczyć kto do mnie mówi. Nikogo nie było w pobliżu… Czyżbym się przesłyszała? Najwidoczniej.
- Rybko, nie płacz.
Rybko ? Tak mówiła na mnie Nisia! Podskoczyłam! Czy ja słyszałam głos Nisi ? Mój oddech przyspieszył a serce waliło jak oszalałe. Patrzyłam na napisy nagrobne. Stałam bez ruchu. Co się działo ? Co do cholery się działo ? Powoli dotknęłam marmurowej płyty.
- Nie bój się, to Ja. – usłyszałam tak dawno nie słyszany głos.
Szybko wstałam i z przerażeniem biegłam przed siebie. Uciekałam ile sił w nogach. Serce podeszło mi do gardła. Znalazłam się przy ławce. Usiadłam i próbowałam uspokoić oddech. Głowę trzymałam rękoma i kołysałam się w przód i w tył. Co to do cholery jasnej było ?! Podniosłam głowę. Musiałam tam wrócić. Powtarzałam w myślach „To Nisia, Twoja Nisia”. Wstałam. Nie wiedziałam jak się dostać powrotem nad jej grób. Znów poczułam tą siłę, która przyciągała mnie wcześniej. Podążałam za nią, ale wolniej, dużo wolniej niż przedtem. Musiałam poukładać myśli w mojej głowie. Czy ja naprawdę Ją słyszałam, czy to tylko wymysł mojej wyobraźni ? Jeżeli Ją słyszałam to co jej powiem ? O co zapytam ? Czego ode mnie chce ? Czy to prawda, że zabłąkane dusze proszą nas o modlitwę ? Czyżby Nisia była taką zabłąkaną duszą ?
Dotarłam nad grób. Wyglądał tak jak przed chwilą. Nic nie słyszałam, nie słyszałam Jej głosu, Jej wołania. Odetchnęłam. Czyli to wszystko moja wyobraźnia ? Już chciałam się wycofać, gdy poczułam, że siła wzmocniła się, że ciągnęła mnie, bym dotknęła grobu. Powoli, z niepewnością zbliżyłam rękę do marmurowej, zimnej płyty.
- Nisiu ?...
- Jestem, Rybko.
A więc jednak Ją słyszałam! Co za uczucie! Nie zwariowałam! To naprawdę był Jej głos, pełen ciepła, który tak przyjemnie otaczał mój umysł.
- Nisiu o co w tym wszystkim chodzi ?
Pomimo tego, że słyszałam jej niesamowity głos, byłam zagubiona. Nic nie rozumiałam.
- Spokojnie rybko, wszystko w swoim czasie. Musisz się dużo dowiedzieć…
- Więc mi wytłumacz!
- Wytłumaczy Ci to ktoś inny. Tomek zaprowadzi Cię do pewnej osoby, która wszystko Ci wyjaśni.
- Tomek ? A co On ma z tym wszystkim wspólnego?!
- Oj Rybko, Rybko… Musisz coś zrozumieć. Żyjesz na zupełnie innym świecie niż Ci się do tej pory wydawało. Nie jesteś zwykłym człowiekiem, ja też nim nie byłam, Tomek też nim nie jest…
- To kim my jesteśmy?
- Przekonasz się..
- Ale babciu…
- Jaka babciu ? Nisia jestem.
Tak bardzo brakowało mi tego jak nie lubiła nazwy „babcia”. Uśmiechnęłam się.
- Skąd wiesz o Tomku ?
- My wiemy o sobie wszystko. Zobaczysz, Wanda Ci wszystko wytłumaczy.
- Wanda?
- O nic nie pytaj. Idź już. Tomek zaprowadzi Cię do Niej.
- Ale Nisiu…!
- Rybko, proszę.
Nie mogłam oprzeć się jej prośbie. Wstałam, odwróciłam się i szłam przed siebie. Szłam jak zahipnotyzowana. Nie myślałam o niczym, chociaż powinnam. Czekałam aż znajdę się przy Tomku a On zaprowadzi mnie do Wandy.
Widziałam już wielką, żelazną bramę, a przy niej piwnookiego bruneta. Stał oparty o murek i patrzył w moją stronę. Z Jego twarzy nic nie dało się wyczytać. Gdy znalazłam się przy Nim, zapytał:
- Co ci powiedziała ?
Czyli o wszystkim wiedział ? Kim On był? Kim była Wanda? Kim była Nisia? Kim… byłam Ja?
- Masz zaprowadzić mnie do Wandy.
Skinął głową. Wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Weszliśmy do lasu. Tomek zatrzymał się i rozejrzał dookoła.
- Nie wystrasz się. Zaufaj mi.
Czy nie ufałam mu za bardzo ? Zdałam, sobie sprawę, że w ogóle Go nie znam. Spojrzał na mnie piwnymi oczami i moje wątpliwości gdzieś się ulotniły. Położył mi moje ręce na jego ramionach, a mnie delikatnie objął w pasie. Zamknął oczy. Widać było, że się na czymś bardzo skupia. Poczułam, że się unoszę, że odrywam się od ziemi. Tomek nie otwierał oczu, jego policzki były napięte. Obraz dookoła nas się rozmazał, wiatr ucichł, czułam się jakbym była w próżni. Ze wszystkich stron otaczała nas ciemność. Nagle poczułam że upadam. Moją lewą rękę przeszył ból. Zamknęłam automatycznie oczy i jęknęłam z bólu. Tomek pochylił się nade mną i wziął mnie na ręce.
- Przepraszam, nie opanowałem tego do końca, przepraszam.- Czule gładził mnie po policzku.
Otworzyłam oczy. Byliśmy w jakimś starym domu. Pachniało cynamonem. Nie do końca rozumiałam co się stało.
- Jak się tu znaleźliśmy?
- Wanda wszystko Ci wytłumaczy.
Wniósł mnie do salonu. Był tam duży, drewniany stół przykryty śnieżnobiałym obrusem. Po prawo stał kredens, a nim różnego rodzaju nalewki. Na ścianie wisiał duży, starodawny zegar- wskazywał szesnastą. Tomek posadził mnie na starym, skrzypiącym tapczanie i przyniósł szklankę wody. Za nim wkroczyła starsza kobieta z chustką na głowie, niosąca talerz z plackiem. Po zapachu poznałam, ze to placek drożdżowy. Postawiła talerz na stole, usiadła na bujanym fotelu twarzą do mnie. Spojrzała mi w oczy. Przeraziłam się. Miała ciemne, granatowe oczy, takie jak Nisia, takie jak ja. Uśmiechnęła się do mnie życzliwie. Byłyśmy same, Tomek gdzieś wyszedł.
- Jestem Wanda.
- Kasia.
- Wiem mała, wiem. Wiem o Tobie wszystko. Tomek przyprowadził Cię po to bym Ci wszystko wyjaśniła. Będzie to długa rozmowa. Poczęstuj się plackiem.
Szczerze mówiąc nie myślałam w tej chwili o jedzeniu, ale z grzeczności nałożyłam sobie kawałek na talerzyk. Ugryzłam. Przepyszny! Taki jak Nisi! Identyczny.
- Więc tak. Nasza historia zaczyna się wieki temu, gdy na świecie żyli czarodzieje i czarownice. Otóż żył kiedyś Lozzie, król wszystkich czarodziei i Etieppe, królowa czarownic. Czarownice charakteryzowały ciemne, granatowe oczy, których blask przyćmiewał wszystko inne. Czarodzieje natomiast mieli oczy koloru złota.
Żyli w zgodzie, ich rody nigdy się nie kłóciły, mało tego, bywało, że Czarodziej i Czarownica zakochiwali się w sobie i tworzyli rodziny. Ich dzieci miały piwne oczy. Wszystko trwało kilkaset lat, dopóki dwóch czarodziei nie zakochało się w jednej czarownicy. Na Ziemi rozpętało się piekło. Czarodzieje walczyli między sobą wszystkimi możliwymi sposobami, by zdobyć ukochaną. Lozzie i Etieppe musieli zareagować. Wymyślili plan. Niestety Czarodzieja nie idzie uśmiercić. Zamienili ich więc w ptaki- w czarne kruki.
Od tamtej pory Lozzie i Etieppe zakazali wiązać się czarodziejom i czarownicom. Kto tego nie przestrzegał zostawał zmieniany w kruka lub odbierano mu magię i stawał się zwykłym śmiertelnikiem. Od tego czasu minęło kilka wieków. Rody czarodziei się zmniejszyły, ponieważ dużo czarodziejów i czarownic chciało się ze sobą powiązać i odbierano im magię. Natomiast dwaj bracia, zamienieni w kruki nadal latają i mszczą się na wszystkich potomkach czarodziei i czarownic. Wypalają ich od środka. Tylko w taki sposób można zabić czarodzieja.
Potomkowie czarodziei i czarownic nie mają już tak wielkiej mocy jak ich dziadkowie, ale są wyjątki. Niektórzy, a zwłaszcza Ci, których oczy stają się granatowe w wieku dojrzewania są silni. Bardzo silni. Każdy ma inną moc, inny dar.
Tomek jest synem Czarownicy i Czarodzieja, świadczą o tym Jego piwne oczy. Ma moc przenoszenia się na duże odległości oraz wyczuwania niebezpieczeństwa.
Nisia miała dar czytania w myślach. Ja natomiast potrafię przewidywać przyszłość.
- A ja?- zapytałam.
Wanda zaśmiała się dźwięcznym głosem.
- Sama musisz to odkryć.
Siedziałam zasłuchana. W myślach układałam wszystko do kupy.
- A moi rodzice ?
- Wiedziałam, że o to spytasz. Twoja matka też była czarodziejką, ojciec- czarodziejem. Zakochali się. Lozzie i Etieppe odebrali im moc i uczyni śmiertelnikami.
- Dlaczego więc ja mam moc ?
- Ponieważ urodziłaś się zanim ich moc została odebrana. W twoich żyłach płynie magia.
- Mówiłaś, że Czarodzieja nie idzie uśmiercić. Dlaczego więc Nisia nie żyje ?
Wanda znów się zaśmiała.
- Ona nie umarła. Ona po prostu przeniosła się do królestwa czarodziejek, do którego wstęp mają tylko prawdziwi potomkowie Etieppe, czyli jej córki, wnuczki, prawnuczki. Twoja babcia jest właśnie jedną z praprapra i jeszcze wiele razy prawnuczek, ty jesteś kolejną z Nich, również masz dostęp do tego królestwa. Ale pójście tam łączy się z tym, ze nigdy już nie wrócisz na Ziemię. Jest to droga tylko w jedną stronę.
- Wytłumaczysz mi co łączy mnie z Tomkiem?
- Oczywiście.- Uśmiechnęła się.- Otóż Czarodziejki i potomkowie czarodziei i czarodziejek są silnie ze sobą powiązani. Jest w nich coś w rodzaju bratniej duszy. Ty i Tomek jesteście właśnie taką parą. Jesteście wybrani. To dlatego tak dobrze się dogadujecie i tak szybko się związaliście. Magia.
Magia. To słowo dotychczas znałam tylko z książek. A teraz, w jednej chwili okazało się, że mój świat na którym dotąd żyłam to fikcja, że rzeczywistość jest zupełnie inna, magiczna. Byłam czarodziejką. Płynęła we mnie magiczna krew.
- A czy to znaczy, ze jeżeli zwiążę się z Tomkiem to nasze moce zostaną Nam odebrane?
- Nie. Tomek nie jest czarodziejem. Jest tzn. „mieszańcem”. Jego ten zakaz nie dotyczy.
Odetchnęłam z ulgą. Nie miałam więcej pytań. Do pokoju wszedł Tomek. Miał pytającą minę.
- Wszystko w porządku Tomeczku. Wszystko Kasi wyjaśniłam, możesz zabrać ją do domu.
- Dziękuję za wszystko.- uśmiechnęłam się do Wandy i podeszłam do Tomka.- Pyszny placek. Nisia robiła taki sam. Czyżby ten sam przepis?
- Magia, Kasiu, magia.
- No tak…
Musiałam nauczyć się żyć ze świadomością, że magia będzie mi towarzyszyć na każdym kroku. Było to dziwne. Gdyby ktoś jeszcze wczoraj powiedział mi, że jestem czarodziejką wyśmiałabym go i popukałabym się w głowę. Teraz było inaczej. Wszystko się zmieniło. Już wiedziałam kim jest Wanda i Nisia. Wiedziałam kim jest Tomek. Wiedziałam kim ja jestem.
Poczułam, że Tomek bierze mnie na ręce i dookoła nas ponownie robi się ciemno. Złapałam mocno jego szyję, by znów nie upaść przy „lądowaniu”. Znaleźliśmy się w moim pokoju. Tomek posadził mnie na łóżku i mocno przytulił.
- Jak się czujesz?- Zapytał.
- Dziwnie. Wszystko jest takie… Nieprawdopodobne.
- Wiem.
- Posiedzisz przy mnie ?
- Tak długo jak będziesz chciała.- Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się ciepło. Wtuliłam głowę w jego ramię. Delikatnie głaskał moją głowę nucąc przy tym piosenkę Mettalicy. Czułam, że odpływam, że zostawiam moje ciało przytulone do Tomka, a moje myśli wychodzą gdzieś daleko. Już ich nie słyszałam. Jedyny dźwięk jaki z siebie wydawałam to cicho pochrapywanie.

8 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego! Naprawdę wielbię twój sposób pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super ! będę śledzić ciąg dalszy..
    naprawdę wyjątkowo piszesz.!

    OdpowiedzUsuń
  3. czytałam z zapartym tchem :)i czekam na ciąg dalszy :)

    pozdrawiam,
    www.peugeotcikowa.blogspot.com/
    Znajdziesz mnie również tutaj:
    http://www.facebook.com/pages/PeugeotCikowa/148841288544832
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy wkleisz ciąg dalszy? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież to jest genialne :D ! Wszystko przeczytałam, i już tak jak inni, nie mogę doczekać się następnego rozdziału :D !
    Bardzo się cieszę że gdzieś tam jest moja immieniczka , z takimi samymi zainteresowaniami i że tak genialnie ubiera swoje myśli w słowa. Dzisiaj też śniło mi się coś dziwnego. A tak dokładnie to śmierć w postaci czarnego ducha z kosą. Najdziwniejsze? To próbował mnie złapać, na początku się jego bałam, ale potem już nie. Żył na strychu i odpisywał na listy normalnych ludzi.
    Może to i dziwne ale ja wierzę w magię, i życie po śmierci. Naprawdę więrzę. Nie wiem dlaczego, nigdy nie widziałam ani nie 'czułam' czegoś surrealistycznego. Poprostu tak jest.
    Pozdrawiam i jak zawszę, życzę ci weny do pisania :)
    -Twoja immieniczka, Marta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję, za słowa otuchy :D. Tylko że ja mam tak od dziecka. Był taki okres że dostałam wpierdziel za nic :(.. Ale minął, bo już bardziej dorosłam, i mama zamiast dawać mi tzw. 'klapsa na tyłek' , to daje mi szlabany . No ale cóż, wierzę że może kiedyś się to ułoży. I teraz mi na trochę więcej pozwala. Pozwoliła mi na imprezę, gdybym została sama w domu na wakacje (paszport mi się skończył i musimy jechać aż do Manchester'u :/) .
    Kiedy wkleisz rozdział 4 :D? I czekam na twoje wpisy do bloga :). Mam w zanadżu parę tytułów, min:
    1. "Nisia"
    2. "Kasia"
    3. "Tomek"
    4. "Czarny kruk"
    5. "Brązowo oki nie znajomy"

    Jeszcze pogłówkuję ;).

    -Marta

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam taką nadzieję, a pozatym to dzięki za wsparcie :).
    Mam jeszcze jedno pytanie, jak się robi taki oddzielny szablon na np. stronę główną i książke ? Ja też chcę spróbować moich sił w pisaniu i nie wiem jak ten drugi szablon się robi :/. Pomożesz :)?

    -Marta

    OdpowiedzUsuń