czwartek, 29 grudnia 2011

"Samotność to taka straszna trwoga..."

Uwielbiam starą, dobrą polską muzykę. Ulubiony zespół ? "Dżem"- zakochałam się w tym zespole dwa lata temu. Piękne teksty, opowiadające o uczuciach tak dosadnie, że chwytają za każde, nawet znieczulone serce.

Od jakiegoś czasu jest źle. Mam wszystko: dom, rodzinę, przyjaciół. A jednak czuję pustkę. Straszną. Objawia się w najmniej spodziewanych momentach i rani, rani tak mocno, że jedynym ukojeniem jest pozbycie się z mojego wnętrza słonych łez. Czego mi brakuje ? Nie wiem... Boję się, boję się, że do mojej twarzy przyrosła uśmiechnięta maska, niezależna, zawsze przygotowana, stanowcza. Dobrze się trzyma na moich wystających policzkach. Dopiero wieczorem, gdy Słońce zostawia mnie pod opieką Księżyca, opada. Staję się znów małą, nic nieznaczącą istotą, siedzącą przy biurku, wsłuchującą się w ochrypły głos wokalisty ulubionego zespołu. Czuję się samotna. Cholernie samotna...




DŻEM- List do M. [klik]

Może brakuje mi miłości ? Tej niewinnej, nastoletniej miłości. Rozpływania się w czyichś oczach. Trzęsących się kolan. Zresztą, co ja wiem o miłości? Nic, nigdy nie kochałam.

 Kiedyś to minie. Znów będzie jak dawniej. Prawda ?
A może już za późno ...

I choć wiem, że jutro wstanie nowy dzień, zaspokajam pragnienie słonymi kroplami spływającymi po moim policzku...


A jakie są wasze ulubione zespoły ? Ulubione cytaty z piosenek ?

czwartek, 8 grudnia 2011

"Czas jest pająkiem, porosłam pajęczyną. Zniszcz ją, zniszcz. "


Leżę pod ciepłą kołdrą czekając na sen. Uwielbiam przenosić się do ciepłych ramion Morfeusza. Niestety dzisiaj On nie chce mnie przyjąć. Przekręcam się z boku na bok. Do mojego pokoju przez okno wlatuje smuga światła odbijająca się od ulicznej latarni dodając mu tajemniczości. Spoglądając na parapet zatrzymuję wzrok na porcelanowej lalce, która jest w moim domu od zawsze.  Uwielbiam jej długą, purpurową suknię. Będąc małą dziewczynką, marzącą o zamku, pięknym Księciu i długich blond włosach wyobrażałam sobie siebie w tej purpurowej sukni sięgającej ziemi, podkreślającą talię, ozdobioną koronkami. W marzeniach miałam na sobie, tak jak ta porcelanowa lalka, duży kapelusz ochraniający moją twarz przed słońcem. Uśmiecham się na wspomnienie tych marzeń jednocześnie żałując, że te marzenia przeminęły razem z moim dzieciństwem. Twarz porcelanowej lalki nie jest już tak gładka jak powinna być. Gdzieniegdzie widać odpryski farby zdradzające jej długi żywot . Suknia trochę wypłowiała, tak jak moje marzenia.  Biorę lalkę w ręce. Dotykam jej długich włosów, już nie są tak miękkie jak kiedyś. Przykładam ją do twarzy- nadal pachnie tak samo, zapach stęchlizny, staroci przypomina mi dom mojej babci, ze starą drewnianą, skrzypiącą szafą, w której były same skarby, którymi potrafiłam bawić się długimi godzinami. Opuszkami palców gładzę jej chropowatą  twarz. Ma ciemne oczy. Nieruchome węgle. Bez wyrazu. Bez emocji. Patrzące w jeden punkt. Lodowate, ale wciąż młode. Jakby nie chciały poddać się mijającemu czasu, sprzeciwiające się prawom natury, ukazujące swoją siłę i determinację, swoją władzę. Nie pasują już do odrapanej twarzy, do wypłowiałej sukni, do sztywnych, sfilcowanych włosów, do wciąż tej samej smutnej, poważnej miny ukazującej wielkość i dumę właścicielki.
Ostatni raz spoglądam na koronki ozdabiające długą suknię. Odstawiam lalkę na parapet spoglądając na zaciszną ulicę. Ponura. Śpiąca. Patrzę na granatowe niebo, które oświetla Księżyc. Wiecznie żywy. Wiecznie młody. Wiecznie piękny. Niepoddający się, zdeterminowany do codziennej pracy na Niebie. Kładę głowę na poduszkę.  Rzucam okiem w kierunku porcelanowej lalki patrzącej cały czas w jeden punkt. Nie chciałabym być taka jak ona. Wciąż smutna, pani jednej miny. Za dumna by się uśmiechnąć, by zapłakać. Pięknie ubrana, ale biedna. Uboga w emocje, w miłość, w smutek. Zatraciła samą siebie. Współczuję jej. Odwracam się na drugi bok. Leżę. Po chwili dociera do mnie, że ja dużo się od lalki nie różnię. Wciąż ubieram się w niewygodne jeansy i znienawidzony różowy, modny sweterek. Poważna wśród obcych, radosna wśród przyjaciół. Kameleon. Pewna na swoim terenie i  w swoim otoczeniu. W głębi pragnąca tańczyć w deszczu, na zewnątrz ukrywające się pod parasolem przysłaniającym pragnące życia piwne oczy...

P.S. Chciałabym podziękować wszystkim za komentarze. Nie sądziłam, że parę słów potrafi dać mocniejszego kopa niż poranna kawa. Również dziękuję za to, że chce Wam się tu zaglądać i czytać. Bez względu na wiek, płeć, kolor skóry. Bo przecież każdy z Nas ma w domu kolekcję masek i skórę kameleona, której nie potrafimy się pozbyć.